Lepiej będzie, jeśli zamiast słodkich obrazeczków będę tu wstawiać zdjęcia "w trakcie pracy" pokazując progress rysunków i czasem napiszę jakieś pseudo mądre spostrzeżenia na temat sprzętu, rysowania i malowania, coby Koali nie zaśmiecać. Przydatne dla tych co zaczynają rysować i chcą wiedzieć co i jak, albo dla stalkerów, którzy są ciekawi jak inni pracują.
Po 10 latach malowania akwarelami przyszedł czas na rozwijanie się. Po raz pierwszy użyłam farb akwarelowych z tubki, a nie suchych gotowców, więc napiszę kilka słów o farbach i swoje uwagi.

Mają one postać suchych guziczków, z których po zwilżeniu wodą niemal natychmiast uzyskuje się gotowe do użycia farby. Fajnie, bo masz gotową paletę kolorów (o ile nie masz farbek dla dzieci z 8 kolorami) i nie trzeba mieszać by uzyskać np. kolor khaki. Oprócz pigmentów i spoiw akwarele zawierają pewne ilości wypełniaczy, które sprawiają, że farba wysychając matowieje. Dzięki temu nakładając farbę grubiej można malować technikami zbliżonymi do gwaszu, a w większych rozcieńczeniach technikami charakterystycznymi dla akwareli.
Akwarele te przeznaczone są głównie dla dzieci i młodzieży szkolnej rozpoczynającej edukację plastyczną. Dzięki swej postaci mogą być łatwo przenoszone np. w uczniowskich tornistrach oraz przechowywane przez długi czas bez obawy zmiany właściwości.
Te suche dzielimy na gorsze i lepsze. Gorsze to te byle jakiej firmy za parę złotych, które obojętnie jak bardzo będziemy się starać, to i tak na papierze wyjdą obleśnie. Kolory są blade, a po wyschnięciu jak przejedziemy ręką to zostaną nam ślady jak po kredzie. Takie akwarele zazwyczaj kupuje się dzieciom, by miały farbki którymi się nie upraprają i jeśli dziecko później stwierdzi, że chciałoby ładnie malować, to pewnie się zniechęci widząc efekty.
Lepsze to te, które są przeważnie drogie, ale malują cudownie. Do tych zajebistych, które używałam mogę zaliczyć farbki KOH-I-NOOR (cudo <3) i Pelikana.
Są też bardziej burżujskie - akwarele w kostkach. Przykładowo za 24 kolory zapłacimy ok 140 zł, ale za taką intensywność kolorów chyba warto. Są mocno napigmentowane, dzięki czemu lepiej się nimi maluje, bo wystarczy jedna warstwa. Minusem jest to, że są malutkie (2,5ml/szt) i szybko się kończą, ale można spokojnie dokupić je na sztuki. Osobiście jeszcze nimi nie malowałam (kiedyś je sobie sprawię), ale z opinii koleżanki wiem, że są zajebiste.
Oczywiście znajdą się też dobre, a tanie, jak na przykład farby z Lidla (ok. 12 zł). Ta niemiecka (albo czeska, nie mam już pudełka) firma prezentuje paletę 24 kolorów z przesadną ilością niebieskich :P Po namalowaniu troszkę się ścierają kredowo, ale nie tak bardzo jak te szkolne guziczki. Bez problemu można po nich przejechać kredką dla lepszego podkreślenia cienia czy coś. Jak na razie są moim faworytem, są łatwe w obsłudze i szybko mogę nimi machnąć jakiś mangowy obrazek.
Na ostatnim rysunku rozpędziłam się z kolorowaniem i niechcący zamalowałam na czerwono fragment, który miał być żółty :) Nic straconego, bo wystarczy rozwodnić pędzlem, zebrać nadmiar koloru i ratować na biało. Także jakoś się udało.
To by było na tyle. Żadną filozofią się nie pochwaliłam, nic nowego nie odkryłam, ale mam nadzieję, że komuś się przydało moje tłumaczenie na chłopski rozum. Ja osobiście byłabym bardzo ciekawa jakim 'sprzętem' się posługują poszczególni artyści że tak powiem.
Po 10 latach malowania akwarelami przyszedł czas na rozwijanie się. Po raz pierwszy użyłam farb akwarelowych z tubki, a nie suchych gotowców, więc napiszę kilka słów o farbach i swoje uwagi.
Akwarele suche

Mają one postać suchych guziczków, z których po zwilżeniu wodą niemal natychmiast uzyskuje się gotowe do użycia farby. Fajnie, bo masz gotową paletę kolorów (o ile nie masz farbek dla dzieci z 8 kolorami) i nie trzeba mieszać by uzyskać np. kolor khaki. Oprócz pigmentów i spoiw akwarele zawierają pewne ilości wypełniaczy, które sprawiają, że farba wysychając matowieje. Dzięki temu nakładając farbę grubiej można malować technikami zbliżonymi do gwaszu, a w większych rozcieńczeniach technikami charakterystycznymi dla akwareli.
Akwarele te przeznaczone są głównie dla dzieci i młodzieży szkolnej rozpoczynającej edukację plastyczną. Dzięki swej postaci mogą być łatwo przenoszone np. w uczniowskich tornistrach oraz przechowywane przez długi czas bez obawy zmiany właściwości.
Te suche dzielimy na gorsze i lepsze. Gorsze to te byle jakiej firmy za parę złotych, które obojętnie jak bardzo będziemy się starać, to i tak na papierze wyjdą obleśnie. Kolory są blade, a po wyschnięciu jak przejedziemy ręką to zostaną nam ślady jak po kredzie. Takie akwarele zazwyczaj kupuje się dzieciom, by miały farbki którymi się nie upraprają i jeśli dziecko później stwierdzi, że chciałoby ładnie malować, to pewnie się zniechęci widząc efekty.
Lepsze to te, które są przeważnie drogie, ale malują cudownie. Do tych zajebistych, które używałam mogę zaliczyć farbki KOH-I-NOOR (cudo <3) i Pelikana.

Oczywiście znajdą się też dobre, a tanie, jak na przykład farby z Lidla (ok. 12 zł). Ta niemiecka (albo czeska, nie mam już pudełka) firma prezentuje paletę 24 kolorów z przesadną ilością niebieskich :P Po namalowaniu troszkę się ścierają kredowo, ale nie tak bardzo jak te szkolne guziczki. Bez problemu można po nich przejechać kredką dla lepszego podkreślenia cienia czy coś. Jak na razie są moim faworytem, są łatwe w obsłudze i szybko mogę nimi machnąć jakiś mangowy obrazek.
Pół-suche?
W Sano dorwałam także farbki po atrakcyjnej cenie 1,99 zł i o dziwo wcale nie jadą chińczyzną. Są ruskie, dobre i... mokre. Jak dotkniemy palcem to się kleją. Nie zamknęłam raz opakowania, kot na nich usiadł i teraz mam kocią sierść przyczepioną. Co jest w nich fajne - po nałożeniu grubej warstwy koloru możemy mokrym pędzlem 'rozmazać' dane miejsce. Inaczej ujmując - gdy coś pokolorujemy i uznamy, że źle to rozegraliśmy, to można jeszcze uratować sytuację i dany obszar rozwodnić (w przypadku suchych jest to niemożliwe). Tą możliwością przypominają mi farby z tubki, jednak po wyschnięciu ruskich można swobodnie przejechać kredkami.Akwarele w tubkach
Na pewno mają żywszy kolor od tych suchych i łatwiej można wymieszać kolory gdy wyciskamy na paletę. Dla mnie minusem jest to, że dają taki jakby olejny efekt, rysunek się błyszczy jak psu jajca i nie można już przejechać kredką. Możliwe, że wszystko zależy od farb, jakich używamy. Ja mam akurat taki zestaw z Lidla 10 kolorów wraz z dwoma lichymi pędzelkami, ołówkiem, gumką chlebową, paletką do mieszania farb i trzema kartonikami do malowania, które nie wiem gdzie podziałam. Zaznaczę, że cały czas morduję malunki na zwykłych kartkach rysunkowych (:Na ostatnim rysunku rozpędziłam się z kolorowaniem i niechcący zamalowałam na czerwono fragment, który miał być żółty :) Nic straconego, bo wystarczy rozwodnić pędzlem, zebrać nadmiar koloru i ratować na biało. Także jakoś się udało.
To by było na tyle. Żadną filozofią się nie pochwaliłam, nic nowego nie odkryłam, ale mam nadzieję, że komuś się przydało moje tłumaczenie na chłopski rozum. Ja osobiście byłabym bardzo ciekawa jakim 'sprzętem' się posługują poszczególni artyści że tak powiem.
Ja niestety z akwarelami zawsze byłam na bakier. Ale! Raz stworzyłam coś przy pomocy ołówka akwarelowego(rysu rysu a potem wodą mazu mazu) :) zawsze coś
OdpowiedzUsuńProśba prosto z serca - narysuj komiks. Potem go wydaj. Daj nam coś ze śliczną kreską w środku! Poważnie, ludzie robią komiksy, a ich umiejętności rysownicze są O WIELE niższe od twoich!
OdpowiedzUsuń